sięgnęłam po ołówek i zaczęłam kreślić po kartce. tak dawno tego nie robiłam. uciekałam przed tym przez cztery lata, aż w końcu na kontynuację swojego szkolenia wybrałam klasę artystyczną. dlaczego? nie mam pojęcia. przecież nie chciałam rysować, przecież dawno z tym skończyłam. przecież wszystkie rysunki, masę kartek spaliłam za jednym razem po Jego śmierci. bo tylko one mi Go przypominały. mojego kochanego dziadka, któremu za każdym razem wskakiwałam na kolana i słuchałam ważnych uwag, dotyczących tego, jak poprowadzić daną kreskę na kartce papieru. tylko On wierzył w mój rzekomy talent i pomagał idealnie narysować pierwszego konia, którymi dawniej tak się fascynowałam. to z Nim i dla Niego rysowałam. a teraz? chwytając w dłoń każdy rodzaj ołówka czuję pustkę, suchy policzek, który nie jest przez Niego całowany. gdy coś rysuję, robię to z pasją i zawsze do końca. i na ogół dla kogoś. bo dla mnie jest to coś, co wyraża uczucia.
|