Słyszałam, że gdy jest się smutnym, lubi się zachody słońca. Lubię zachody słońca. Lubię siadać na moim pseudo balkonie z kubkiem gorącej herbaty, ciepłym kocem i patrzeć się w tą piękną, zachodzącą, pomarańczową kulę. Co w niej takiego specjalnego? Co jest tak magicznego w zachodach? Przecież to tylko normalne zjawisko. Zjawisko, które pokazuje mi tysiące utraconych marzeń. Zjawisko, które pokazuje mi, że jestem w miejscu, w którym być nie chcę. Zjawisko, które pokazuje mi, że nie jestem szczęśliwa. Jedna, zwykła, wielka, zachodząca kula. Ale kiedy zamykam oczy i czuję jak jej promienie muskają moją twarz, wyobrażam sobie idealne życie. Wymarzone życie. Pełne radości, szczęścia i spontaniczności. Bez łez, smutku i rozczarowań. Uśmiecham się pod nosem, wierząc, że to wszystko może mieć kiedyś miejsce. Po chwili jednak...rezygnuję ze swoich przemyśleń i odchodzę z mokrymi policzkami. Łzy po raz kolejny biorą nade mną górę.
|