Coraz częściej mniej mnie . Coraz bardziej rozpadam się . Już zwykły oddech sprawia mi spory wysiłek ....krtań odmawia posłuszeństwa , nie potrafię wydobyć z siebie głosu . Krzyczę milcząc....duszona przeszłym szczęściem .Mój stan fizyczny jest wprost odwrotny do psychicznego . Potrafię się uśmiechać , udawać szczęśliwą , nie mającą zmartwień....ale powoli się tym dusze .Nie wiem jak długo tak wytrzymam...żyje nadzieją na lepsze jutro , jedynie to chyba trzyma mnie przy próbowaniu życia normalnie .
|