Chodzi w tę i z powrotem płacząc żałośnie. Zaciska mocno zęby, że aż cała szczęka drętwieje. Włosy odgarnia z twarzy tak gwałtownie, że kilka z nich pozostaje w jej dłoni.Wyrzuca wszystkie rzeczy z półek poszukując tabletek przeciwbólowych. Ale one już nie pomagają. Choćby brała je garściami, ból nie mija. Zgniła dusza wprowadza zakażenie do ciała. Zaczęło się od ukradnięcia uśmiechu z jej twarzy. Potem namalowało pod jej oczami kręgi; zabrało spokojny sen. Po jakimś czasie zarys kości ukazał się na skórze. Włosy straciły blask, przybrały siwy odcień przez nadmiar stresu. Małe zadrapania zostały zastąpione głębokimi ranami. Była trupem nie tylko od wewnątrz. Jej pozszywane serce zaczęło się rozpadać. Złapała je choroba.
Usiadła pod ścianą, nogi przycisnęła do klatki piersiowej, a twarz ukryła w kolanach pozwalając ponieść się płaczu. Brakło jej sił. Ramion, które by ją podniosły, sprawiły, że odejdzie strach, a powróci bezpieczeństwo. No cholera, potrzebuje Cię. / N .
|