Była gdzieś tak ok 2 w nocy, obudził mnie telefon, w słuchawce usłyszałam kobiecy płacz ' kto mówi?' zapytałam ' on...' usłyszałam pochlipywanie ' co z Przemkiem?!' zerwałam się na równe nogi i zaczęłam się ubierać w pośpiechu ' on... już go nie ma' usłyszałam, zamurowało mnie, nie wiedziałam co w tej chwili zrobić, gdzie iść. Nie wiem jak długo to trwało i jak dotarłam do szpitala, wynieśli go w dużym czarnym worku ' poczekajcie, proszę' usłyszałam własny krzyk, zostawili mnie na chwilę samą ' wiesz że zawsze będziesz w naszych sercach, staraliśmy się i to jest najważniejsze, obiecaj mi tylko jedno, że tak po drugiej stronie gdzie rzekomo jest "lepiej" spotkamy się ponownie, tutaj Bóg nam nie dał szansy na spędzenie ze sobą czasu, ale tak będziemy żyli wiecznie, Kocham Cię' pogłaskałam go po zimnym policzku i zostawiając jego martwe ciało, wyszłam ze szpitala zaczynając nowe życie, w końcu kiedyś mu to obiecałam...
|