tak, właśnie tak. moje serce zaczyna wracać do swojego pierwotnego stanu. do tego stanu, gdy leżę szczęśliwa na pomoście wtulona w pierś studencika, który za każdym razem, by mnie pocałować odgarnia moje niesforne włosy, rozwiewane przez wiatr. do stanu, w którym jestem sobą, gdy ciesze się daną chwilą i nie chce, by się skończyła. słońce ogrzewające nasze ciała i oplatający je wiatr zbliżał nas do siebie jeszcze bardziej, łącząc usta i dłonie. patrząc głęboko w Jego oczy, gładziłam Jego nieogoloną twarz. chciałam by ta chwila trwała wiecznie. chwila, w której On się nie wstydzi, jest romantyczny, otwiera mi drzwi od samochodu i obejmuje mnie tak mocno, jakby bał się, że ucieknę. Moje serce się goi. dzięki Niemu. dzięki Niemu znów czuję tęsknotę zaraz po tym, jak późna godzina każe nam się rozstać. dzięki Niemu moja obumarła dusza wraca do życia.
|