Siedzę w pokoju i mam wrażenie, że z każdej strony coraz bardziej ogarnia mnie frustracja. Zaciskam ręce w pięści i biorę głęboki oddech. To tak cholernie męczy, tak nie daje spokoju - ta pieprzona świadomość, że mogłam zrobić więcej. I chociaż zdawałoby się, że zrobiłam wszystko, co się dało, rozum wpierdala przekonanie 'to nie wszystko, co dało się zrobić w tej sprawie.' I ta myśl powoli mnie zabija, bo zdaję sobie sprawę z tego, że jestem zwykłym, zniszczonym człowiekiem, który nawet o własne szczęście nie potrafi walczyć jak należy, do końca.
|