Samotność, jest zawsze na początku i na końcu. Gdzieś krocząc w przód trzymając Cię za rękę słyszę Twój szept mówiący "stój", chcesz żebym został. Potrzebujesz mnie tak jak ja dziś Ciebie. Znów błądzę chcąc dać Ci to szczęście którego wciąż Ci brakuje. Gubię się, powodem nie jesteś Ty. To moje zimne serce skażone codziennymi problemami. One wciąż tkwią we mnie. Czasem budząc się rano ze świadomością, że Cię mam jestem w stanie sięgnąć nieba. Słońce wznosi się ponad nami, naszą codziennością. Udowadniam Ci co dnia, że razem przetrwamy wszystko, aby później w ciemnym pokoju poczuć jak pękają we mnie wszystkie emocje, zaznać jak co wieczór bezsilności, która pochłania każdą mą cząstkę. Jestem kruchym człowiekiem często odczuwającym samotność. Nie mówię nic, nie chcąc Cię zamartwiać, nie chcąc Cię tracić. Byś nie musiała kolejnej nocy zrywać przeze mnie. Dręczy Cię moje milczenie. Wyzywasz mnie w myślach krzyczś "jak możesz mi to robić?".. A ja? /CZESC PIERWSZA
|