Były i dobre dni, kiedy chodziła zatopiona w snach na jawie, z uśmiechem na ustach, przyłapywała się na chichotaniu, gdy szła ulicą i kiedy nagle przypomniał jej się jakiś wspólny żart. Potem znów nadchodził czas, gdy wpadała w głęboką depresję, aż wreszcie odnajdywała w sobie tyle siły, by ją pokonać na kilka następnych dni. Tyle, że najmniejszy drobiazg doprowadził ją ponownie do łez. To był męczący proces i najczęściej dawała za wygraną.
|