Otworzyłam okno, usiadłam na parapecie. W prawej dłoni ściskałam nerwowo telefon czekając na wiadomość od niego. Natomiast w lewej dłoni trzymałam butelka Jack'a Daniels'a, której zawartość służyła jako lekarstwo na tęsknotę. Z każdym łykiem, czułam jak ciepło rozgrzewa mój przełyk i topi się w żołądku. Za każdym razem kiedy przechylałam butelkę z oczu płynęły czarne łzy. Uświadamiałam sobie wtedy, że to przez Niego siedzę teraz tutaj sama i upijam się do nieprzytomności. Trzymając telefon miałam jeszcze tą złudną nadzieje, że może się odezwie, może zadzwoni lub chociaż napisze. Nie potrafiłam pozbyć się tej chorej nadziei. Zbyt mocno tęskniłam za tymi oczami, uśmiechem, za jego zapachem. W szafie leżała jego bluza, w którą co wieczór wtulałam się by zasnąć. Byłam na skraju wytrzymałości. Psychika nie dawała rady z myślami. Popatrzyłam w dół za okno i to właśnie wtedy pierwszy raz przyszła myśl " A może by tak skoczyć..."
|