Leżałaś obok, a ja malowałem na Twojej pachnącej balsamem skórze piękne mozaiki, tworzyłem najpiękniejsze dzieła sunąć delikatnie opuszkiem palcy. Panowała cisza, ale słowa padały same. Słyszeliśmy je przez zamknięte usta. Twoja twarz wtulona w mój tors wyglądała najpiękniej, to piękniejszy widok niż obrazy od Salvadora Dali czy innych malarzy. Stykające się spojrzenia i źrenice, które mówiły: bądź. Uśmiechy,które w tym samym czasie wychodziły na powierzchnie jak najpiękniejsze tęcze po najgorszych ulewach i burzach. To był nasz świat, nasza wyspa, nasza tratwa, na której kołysaliśmy się gdzieś po oceanie, gdzie nie było nikogo, byliśmy tylko my, nasze uczucia i sine niebo. Ale tratwa pękła, sztorm wyrzucił nas na inne brzegi. Wszystko pękło, ktoś wziął igłę i przekuł nasz balon, z którego wylało się morze na moje policzki. Wszystko się w życiu kończy, wypala, niszczy, ale tak ciężko jest to nam zaakceptować.
|