Miała 60 lat. Wiodła spokojne życie. Niby kochała najmocniej, albo po prostu tak Jej się zdawało. Była Babcią, posiadała wnuki i tylko ich maleńkie buźki trzymały Ją jeszcze tutaj wśród żywych. Chociaż na twarzy rysował się uśmiech i delikatność wspólnie spędzonych chwil z tym jedynym mężczyzną z którym nie była najdłużej. Nie mówiła o tym nikomu, nie dzieliła się radościami z tym związanymi ani też smutkami.. Z wierzchu była twarda niczym skorupa, ale tak się Jej tylko zdawało. Wewnątrz aż od Niej kipiło by to co jest tam zamknięte spokojnie wypłynęło. Mimo napotkanych trudności przez te wszystkie lata nigdy nie narzekała a właśnie naprzeciw temu serdecznie się uśmiechała - robiła to nazbyt często. Tak jakby to spotkanie te kilka dni spędzone z ukochanym dały Jej niezwykłe możliwości i siły do życia. Najbardziej ceniła te 3 dni z nim z nim.. Z tym kimś kogo do końca nie poznała aniżeli 25 lat przykro skończonego małżeństwa.
|