A było tak miło. Bo przecież siedziałam na łóżku we włochatych skarpetkach. W palcach miałam książkę Grocholi. Obok, na prześcieradle kiwał się kubek z herbatą. Niebezpiecznie, bo zwykły ruch moją stopą, i herbata popłynie po materiale...Potem poczułam się senna, odstawiłam kubek pod łóżko, książkę przytuliłam do brzucha i...Wyszło jakoś tak, zasnęłam, skulona w kłębek, w poprzek łóżka... Obudziłam się równo o północy. Dokładnie wtedy, gdy na zegarku, na ekranie telefonu widniała godzina zero zero. Uśmiechnęłam się między ciemnościami. Przecież gdybym mogła, właśnie wykręcałabym numer. I szeptałabym Ci do słuchawki, jak mocno Cię kocham, jak bardzo Cię potrzebuję. I oczywiście, jak bardzo cieszę się, że obchodzisz dziś swoje święto. I po tym kilkugodzinnym śnie było mi odrobinkę smutno, mój drogi. Tak tylko ociupinkę. Bo przecież potem podniosłam zaspane ramiona i podeszłam do okna. I uśmiechałam się tak szeroko...Wydaje mi się nawet, że tak uśmiecham się tylko...dla Ciebie.
|