Dwa dni po Jego śmierci wyszłam z mieszkania z kapturem na głowie. Wrzeszczałam na cały dom, że mam tego dość i że już nigdy więcej tutaj nie wrócę. Wyszłam tak szybko, że Jego brat nawet nie zareagował. Mam teraz takie wrażenie, że cały czas siedział w fotelu i płakał. A ja go zostawiłam wtedy, ze łzami schnącymi na policzkach. Szlam dziarsko po leśnej uliczce i miałam wrażenie, że zaraz wrócę się do miasta i specjalnie wejdę pod auto. I poczułam w obcisłych spodniach, w kieszeni, wibracje telefonu. Wyszarpnęłam go prędko i już chciałam nacisnać zieloną słuchawkę. Ryknąć "Nie, nie wrócę!". I wtedy zobaczyłam, że nie było nawet jednego nadchodzącego połączenia. Zbladłam. Oblał mnie zimny pot. Przerażona wracałam do domu biegiem, prawie jak na skrzydłach. Chwyciłam za klamkę i...Obudziłam się w Jego ramionach.
|