Broniłem się wszelkimi sposobami od niej. Nogami i rękami. Zapewniałem, że teraz to ja pobawię się na uczuciach innych. I będę wyrachowanym draniem. Będę 'korzystać' randkować, spotykać się z pięcioma naraz. Nie mówiłem tak od siebie. Mówiłęm tak w złości. W poczucie niesprawiedliwości. W amoku, że przecież mnie ten zawód nie mógł spotkać. Kogoś innego tak, ale mnie przecież nie.
I pewnego momentu ujrzałem Dziewczynę piękną, piękniejszą niż wszystkie malowane krajobrazy Ziemi. Od razu wpadła mi w oko. Mój punkt widzenia skupił się tylko na Niej. Miała magnteyzujące spojrzenie i kilogramy, tony uroku! Tak się wzbraniałem. Tak się zapierałem, że już nie. Może kiedyś. A tu proszę zjawiła się i chciałem wtedy tylko jednego by nikt mnie nie ubiegł. By pokochała tylko mnie takiego jakim jestem. Za normalność jaką zachowuję. Choć potrafię być jak to się mówi łagodnie? Pierdolniętym.!
|