Nie krzyczę,dawno nie uroniłam choćby jednej łzy, nie spędzam wieczorów w zimnym pokoju wciąż utrzymującym zapach jego skóry, nie modlę się przed snem o jego powrót, to przecież takie naiwne. Smak jego ust zastąpiłam wyszukaną herbatą, dotyk jego dłoni nie jest mi potrzebny do ocieplenia nadzwyczaj marznącego ciała. Hipnotyzujące spojrzenie jego źrenic zastąpiłam widokiem miasta nocą, które równie mocno kocham. Pozbyłam unoszących się wspomnień, którymi płuca pragnęły zaciągać się każdej nocy, zaczęłam oddychać powietrzem, które dla niektórych jest jedynym azylem trzymającym przy życiu. Skończyłam z paleniem by zaspokoić piekące wargi. Głos brzmiący nadal w głowie nie doprowadza mnie już do obłędu, nie czuję gorąca wewnątrz gdy przypadkowo o nim pomyślę, nie potykam się, nie gubię, nie zrywam się ze snu tylko dlatego, że widziałam tą cholernie słodką twarz i śmiejące się oczy. Nie oznacza to, że już nie tęsknie, bo tęsknie, cholernie.
|