Jak uderzenie skroni. Niczym klaśnięcie dłoni. Stukot galopu koni. W melancholijnej woni. Strzałem oddanej zbroni. Donośnym okrzykiem, rozpaczliwym rykiem, głośnym okrzykiem. Tajnej mikstury łykiem. Żyjemy w błędzie w mieście paradoks właśnie. Walczmy dopóki światło nie zgaśnie..
|