Robiło się coraz później. siedziała sama na ławce, na środku starej kamienicy. Otaczały ją rozłorzyste korony drzew i głucha cisza, gdy nagle rozległ się dziwny krzyk. Poczuła w sobie odrobinę strachu, ale przecież było jej wszystko jedno, nie bała się niczego. Z ciemności wyłonił się pijany mężczyzna, przystanął przy niej i zaczął przewijać o życiu, o radości, widziała w jego oczach łzy. Był człowiekiem porzuconym, który nie umiał odnaleźć kontaktu ze społeczeństwem, dojść do porozumienia z rodziną. W tym momencie czuła się tak jak On, jak rzecz, którą ktoś odstawił w kąt, z powodu kilku słabości, pozostawiona sama sobie i pustce.
|