Nie mam odpowiednich słów by określić to co teraz czuję. Bezsilność i pustka już na dobre zadomowiły się w moim sercu. Codzienność, każdy dzień, przeżycie go sprawia mi ogromną trudność. Nawał obowiązków, sterta książek i zbyt szybko płynący czas. Co wieczór prosiłam Boga o spełnienie chociaż namiastki tego czego pragnę najbardziej na świecie, szczęścia. Poczucia bezpieczeństwa i świadomości, że ktoś inny potrzebuje mojej obecności we własnym życiu. Tego mi brakuje, i za tą bliskością, za obecnością drugiej osoby tęsknię najbardziej. Ale dzisiaj daje za wygraną. Jak pieprzony tchórz poddaje się..
|