Samotność ogarniała ją coraz bardziej. Muzyka jako jedyna jeszcze jakoś ratowała ją przed załamaniem. Niby była dorosła, a wciąż umierała z miłości jak małe dziecko. Przyjaźń? Już dawno znikła z jej życia. Miłość? Ona najbardziej bolała. Oddychała miarowo, spokojnie, bo każde wyprowadzenie z równowagi powodowało kolejny spazmatyczny płacz. Zamknęła oczy, dosłownie na sekundę. Tyle wystarczyło by wróciły wspomnienia, tęsknoty, lęk i ból. I strach przed tym najgorszym, co dopiero miało się wydarzyć... / madiczkaq8
|