I chyba powoli mam dosyć tego pokręconego życia z Nim. Ogólnie pogubiłam się w tym kim tak na prawdę dla siebie jesteśmy. Jest to etap daleki od miłości ale przekroczyliśmy już etap przyjaźni. I czasem jestem o Niego w huj zazdrosna a czasem mam totalną olewkę z jaką panną teraz jest. I czasem mam ochotę wtulić się w Jego nagi tors okryta czarną pościelą szepcząc Mu do ucha, że jest cudowny a czasem nie mam ochoty w ogóle do Niego iść a nawet wpuścić Go do domu. Czasem chciałabym, żeby to było coś więcej, chciałabym Go na wyłączność ale czasem nie chce Go nawet znać. Po prostu pogubiłam się chyba. A On wcale mi nie pomaga poukładać tego wszystkiego, pisząc w nocy ledwo czytalnego esemesa, że mnie kocha. Tak miłość po alkoholu. Wybacz ale już raz przez to przechodziłam.
|