Siedziała sama otaczayły ja puste cztery ściany, z kórych wypływały smutek i samotność. Ona była przyzwyczajona do stanu swojej duszy-ciągły smutek i łzy, lecz inni nie wiedzieli, że ona taka jest. Umiała świetnie grać, uśmiechała się i śmiała w głos lecz to było sztuczne i przez łzy. Ani jeden człowiek nie umiał to rozpoznać. Nie wiedział, że ona tak na prawdę jest zamknięta w sobie, cierpi, że otaczający ją świat wykańcza i niszczy jej osobę od środka. I nie wiedział tego, że ona powoli i pocichu umiera. Odchodzi na zawsze. Cichutko. Nie zostawiając za sobą blizn... ;(
|