Odpaliłam pierwszego z pięciu papierosów.
- Za łzy, które przez Ciebie wylałam – szepnęłam.
Zaciągnęłam się toksycznym dymem. Smolista maź zatruwała mnie tak samo, jak poznanie jego osoby. Patrzyłam, jak dym unosi się leniwie w górę i zaznacza swój kręty szlak. Przypominał mi moją drogę. Drogę po której krocze będąc coraz dalej od startu, ale niekoniecznie bliżej mety. Nie przypuszczałam nigdy, że stanie mi się bliski. Tak bliski. Bywały dni, gdy nie umiałam funkcjonować normalnie. Każda komórka mojego ciała, zastygała w bezczasie, a ja sama siedziałam wpatrzona w niewidzialny punkt za szybą okna. Nie raz leżałam skulona na podłodze, bo nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie wiedziałam jak znieść ten ból. Zerwaliśmy kontakt, ale byłam martwa bez Niego.
Teraz? Teraz idę do przodu, tak usilnie mrugając. Wreszcie mogę oddychać i bije mi serce wyznaczając kolejne sekundy istnienia.
To wszystko robię Ja. Zupełnie samodzielnie…
Co oznacza, że bez Niego.
/Peshora
|