Krztuszę się sobą - duszę wspomnieniami,
czuję jak tonę w środku ogromnej otchłani.
Miłość - to inny rodzaj śmierci,
powoli, bez skrupułów niszczy najsilniejsze więzi.
Ludzie dziwnie patrzą - ściskam butelkę wódki w dłoni,
nalewam ją do kwiatów, ból nie opuszcza skroni,
mówię 'Twoje zdrowie' i klękam przy szarym grobie.
'Jeszcze rok temu piliśmy razem, ziomek'.
Powstrzymuję siebie, wiem, że masz wstręt do fajek.
I tak z góry widzisz wszystko - nie wiem, po co udaję.
Boję się, czuję się jak do wyrwania chwast.
Może byłabym orłem, gdyby nie rozłączył nas rak. / rzaba
|