|
Od kilku godzin siedzę na tej ławce, na tym dworcu, przy tych torach, gdzie powinien zatrzymać się Twój pociąg. Piąta trzydzieści siedem, ja tutaj, sama. Słuchawki w uszach, z playlisty 'spadam'. Jest zimno, cholernie zimno, mimo, że jest niby lato. Nad miastem zbierają się ciemne chmury, zaraz będzie padać. Jeszcze zimnej, zrywa się wiatr. Wskakuje następny track, kolejny raz kurwi dół. Ja nadal tutaj, nadal sama, czekam, czekam na Ciebie. Szósta zero dwa, gdzie jesteś? Nadjeżdża pociąg, tak, to ten, z którego powinieneś wysiąść. Otwierają się drzwi, ej, nie widzę Cię. Wychodzą ludzie, nie ma wśród nich znajomej twarzy. Tu jestem, tutaj, proszę podejdź, chodź. Drzwi się zamykają, nie ma Cię. Pociąg odjeżdża, zaczyna padać deszcz. Z moich oczu zaczyna sączyć się łza, ponownie. Kolejny dzień, kiedy czekam, myśląc, że właśnie dziś, wysiądziesz z pociągu, uśmiechając się, zwyczajnie, po prostu do mnie, wyciągając do mnie ręce, aby ukoić moją tęsknotę za Tobą, Twoim sercem. Czekam, wciąż.
|