Początkowo było ciężko. W pierwszej chwili wybuchnęłam płaczem. Nie kontrolując tego wszystkiego z moich ust padł przerażający krzyk - z bezsilności. Szum wiatru przyćmił ciuchuteńki szloch. Usiadłam na ławce. Biorąc głęboki wdech - uspokoiłam się. W oczach zastygły łzy, a echo krzyku rozeszło się po okolicy, zanikając. Wzięłam swoje rzeczy do rąk i w niemożliwe zimno szłam do domu. Marzły mi policzki, a w szczególności dłonie. W czterech ścianach zastała mnie pustka, którą miał wypełnić Twój śmiech. Biorąc do ręki słuchawki, bez namysłu odpaliłam playlistę. Kładąc się na łóżku w idealnie wysprzątanym pokoju, zatopiłam się w slowach piosenki. Ten dzień miał być inny. Spędzony z Tobą. Czuć Twój dotyk, słyszeć bicie Twojego serca, głos, szept czy też śmiech i patrzeć w Twoje oczy - chciałam. Usiadłam na parapecie i spojrzałam w gwiazdy. Przeklinałam w myślach wszystko. Przede wszystkim siebie. Wciągając na nogi buty i za kurtką w ręce wybiegłam z domu.
|