siedziałam w rozciągniętych dresach, i jadłam czekoladowe lody do póki nie przyszedł przyjaciel. jak zwykle pierwsze co poszedł do lodówki, podszedł do mnie, i mnie przytulił. - mała, nie jedź już tych lodów, bo w boczki Ci pójdzie, a podobno dbasz o linie. - w dupie mam to, nie mam już dla kogo dbać o to. - oj weź skończ, zakładaj bluzę i chodź się napierdolimy jak prosiaki, usiądziemy sobie, i opowiesz mi wszystko co Cię nadal dręczy. - niechce mi się. - oj weź, przecież widzę, że Ci już ślinka leci. - debil. - może i debil, ale krew mnie zaraz zaleje jak widzę Cię taką smutną. - dobra, to trzymaj tą krew idę się przebrać. - ej bejbi, skończ. wystarczy Ci tylko bluza, bo nawet w tych dresach jesteś śliczna. - a weź idź w pizdu do lodówki, zaraz będę. - masz 5 min, bo jak nie to sam piję. .. taak, to dzięki niemu właśnie dzień w dzień chodzę poskładana. może nie całkiem, ale zawsze on mnie umie poskładać chociaż na kilka godzin. kocham tego debila, naprawdę. / wildnes.
|