1. Bo wiesz, może to nic nie znaczy, ale te kilkudziesięciominutowe momenty dają mi poczuć, że oprócz Ciebie jest jeszcze ktoś inny, że poradzę sobie bez Ciebie i bez tego, że mnie ranisz. Te chwile pomagają mi przeczekać i w jakiś sposób przetrwać przez moment w którym udowadniasz mi, że nic nie znaczę. Może to chore, ale coraz częściej mam wrażenie, że byłoby mi tak lepiej. Ale później znowu się pojawiasz, znowu pierdolisz coś o miłości, o mnie, o nas i niszczysz to, co 'zaplanowałam'. Przez Ciebie lub dzięki Tobie nie staję się suką, której seks z nimi przynosi wystarczającą satysfakcję. Tylko powiedz, jaki tego sens, skoro po Twoich opowieściach o wielkiej miłości znowu następuje moment, w którym mnie niszczysz, w którym wyrywam włosy z głowy, walę rękoma o ścianę, wymiękam i częściowo umieram. Momenty, których coraz częściej nie umiem przed Tobą hamować. Momenty w których puszczają mi nerwy i robię bądź mówię rzeczy, których nie powinnam. No jaki tego sens? Albo coś poczuj, poczuj
|