Mijały kolejne miesiące od jego odejścia. Śnieg stopniał, drzewa zazieleniły się, a poranki z dnia na dzień były coraz cieplejsze. Czas mijał, a jej serce dalej było popękane. Mimo, iż nauczyła się normalnie funkcjonować, wciąż była nieszczęśliwa i nieprzytomna. Od dawna nikt jej nie odwiedzał. Świat dla niej wciąż wydawał się równie szary i zimny. Każdy dzień był taki sam: pobudka, mrożona kawa z baru na przeciwko, praca, ta sama chińszczyzna co poprzedniego dnia, bezsensowny włoski serial, z którego nie rozumiała ani słowa, zimna pizza i kieliszek wina na sen. A to wszystko przeplatane kolejnymi papierosami i tabletkami by uspokoić myśli. Powoli umierała. Serce biło coraz wolniej, a organizm wyniszczała choroba, która nie miała nic wspólnego z rozbitym na kawałeczki sercem. Ale kogo to obchodziło? /madiczkaq8
|