Zerwaliśmy wtedy. Byłam w kompletnej rozsypce. Siedziałam w domu, gdy zadzwonił. Po głosie poznał, że coś ze mną nie tak. Przyszedł, i zastał mnie ze łzami na policzkach i nożem przystawionym do nadgarstka. ''w tym momencie to odłóż'' - wydarł się. Byłam jednak uparta. ''nie'' - krzyknęłam. Poszedł do kuchni, i przyniósł drugi nóż. Usiadł obok mnie, i przyłożył go sobie do ręki. ''tnij, ja zaraz po Tobie.'' - powiedział. Niepewnie spojrzałam na Niego. ''daj sobie spokój'' -powiedziałam. W tym momencie naciął się z całej siły, na szczęście omijajac żyłę. Krew zaczęła kapać mu na dresy. Upuściłam nóż i trzęsącymi rękoma przyłożyłam mu do rany prześcieradło. ''co Ty robisz?'' - rozpłakałam się. Wstał i przytulając mnie powiedział: ''ukazuję Ci jakie to jest patrzeć na to jak ukochana osoba robi sobie krzywdę''. Otarłam łzy z policzka. ''przepraszam'' - powiedziałam. ''nic się nie stało'' - powiedział. ''ale masz przeze mnie ranę'' - dodałam. ''E tam, małe nacięcie. Takie tam bobo'' - sykn
|