lało niesamowicie, w końcu po tylu upalnych dniach przyszła burza. -chodź -powiedział, wychodząc z klatki, zakładając kaptur i nie słuchając sprzeciwów z mojej strony. w ciągu kilku chwil byliśmy cali mokrzy, na domiar złego buty slizgały mi się po chodniku. -oszalałeś -rzuciłam, trzymając Go za rękę, by nie upaść. -ja tylko spełniam Twoje marzenie -odparł, po czym pocałował mnie wśród kropel ciepłego, wiosennego deszczu.
|