Czwartek, dwudziesty siódmy października dwa tysiące jedenaście, sala kinowa naszego miasta, rząd dziesiąty, miejsce ósme i dziewiąte, film "Bitwa Warszawska 1920", Ty i ja. Sto dziesięć minut wpatrywania się w Ciebie. Chore uśmieszki, jedzenie od dziewiątej rana chipsów, odsypianie straconych godzin snu na Twoim ramieniu, cieszenie się tym, że mam kogoś, kogo tak pragnęłam od dłuższego czasu. Pamiętam ten mój uśmiech, taki prawdziwy, aż oczy błyszczały. Komentarze naszych rówieśników z klasy również były miłe. Parę dni temu, po półrocznej przerwie wróciłam w to samo miejsce. Zmiana reperturaru na dramat. Płakałam. Nie dlatego, że film doprowadził mnie do łez. Tylko to, że nigdy nie usiądziemy w tym samym miejscu i też to, że nigdy nie będę mogła się topić w Twoich oczach, mamrotając pod nosem "ej, kocham Cię kocie". / Mrs.Cynamon
|