pod kocem, z laptopem z głośników huczuhucz, obok jego zielone malboro, które zostawił u mnie kilka godzin wcześniej, płacz, łzy, świadomość, że po malboro już nie wróci, zasłonięte rolety, ciemność, nie mogę zebrać myśli, wszystko co robie to w amoku, jego obecność, a właściwie jej brak mnie zabija, z godziny na godzine koszulka jest coraz bardziej mokra, a oczy bardziej czerwone, samotność mnie zżera powoli, ale zawsze
|