nie lubię obierać typowych kierunków, wolę iść sama własną drogą, niż powielać jakiś schemat. nie lubię, gdy wszyscy i wszystko jest identyczne. wolę wiosnę od lata, gitarę basową od elektrycznej, ranek od wieczora, książkę od filmu, chaos od porządku, śmiech od wyrafinowanie, niedojrzałość od śmiertelnej powagi, słuchanie muzyki, nie gatunków. nie chcę się wpasować, jak niektóre bezgranicznie puste osoby, które zawsze są tam, gdzie można w jakikolwiek sposób komuś się podchlebić, poudawać trochę lepszą wersję siebie. bo i po co? przecież w końcu i tak okaże się, jakim się jest naprawdę. to tak, jakby stale nosić maskę, która waży tyle, ile niepewność, głupota i kłamstwo. a udając innych nie zmienimy siebie.
|