I choć nie mogłam nieprzerwanie i bez opamiętania wpatrywać się w Twoje oczy, to przez te kilka sekund, kiedy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu potrafiłam dostrzec w nich coś, co powodowało u mnie galop serca, nogi robiły się jak z waty, a w brzuchu fruwało stado tych głupich motyli. Jakby po kilku, ciężkich dniach w końcu zawitało szczęście, które niestety było stanem krótkim, ulotnym, ale było. To szczęście pomaga nam się odnaleźć choćby na chwilę. Pomaga nam ogarnąć to wszystko i zrozumieć, że jesteśmy w odpowiednim miejscu i czasie. Że tu jest nasze zakwaterowanie. Przy tej osobie. Przy Tobie. Twoje czekoladowe oczy, które bez żadnego skrępowania przeszywały moją sylwetkę były wypełnione namiastką radości jak z paczki lizaków w dzieciństwie. Namiastką tajemniczości jak w doktorze Housie pomieszaną z namiastką słodkości jak w łyżeczce Nutelli. Ostro wycięte wargi unosiły się lekko do góry, powodując u mnie zatrzymanie maleńkiej pompy, bijącej w lewej piersi. Tak, kochałam to.
|