zawsze trzymałam się tej granicy, jednak nigdy jej nie przekraczałam. gdy zaglądałam poza tą grubą, a jednak tak cienką krechę samej siebie widziałam jak tracę sumienie. gubię je gdzieś, a potem wpadam w jego ramiona. czułam niemalże jak uśmierza mój ból i uczy na nowo kochać. widząc, czując, słysząc coś takiego, zrezygnowałabyś? tkwiłabyś po tej stronie z książką pod nosem, muzyką i butelką w ręce? bez niego? ja też nie. przeskoczyłam zgrabnie granicę i poprawiłam długą, kolorową koszulkę, która nieco się podwinęła, gdy chwilę po tym czułam jak ucieka ze mnie moja własna dusza, jednak on był blisko. złapał ją i nie pozwolił mi się zgubić pośród setek nieznanych mi twarzy. pomógł mi się odnaleźć w tym świecie. na nowo polubić odbicie w lustrze i czerpać z każdego dnia jak najwięcej.
|