tałam tam i spoglądałam w jego oczy doszukując się choć cienia prawdy w tym, co robił. w jego zachowaniu. w bezlitosnym sercu napełnionym po brzegi kipiącym egoizmem. jednak nie znalazłam nawet najmniejszej iskierki przeszłości. znał doskonale moje wnętrze, ale i każdy pieprzyk na ciele. nie było ważne ile, ważne było jak. zbudowaliśmy własny domek. szkoda tylko że z kart. tak fałszywych i kruchych. zburzył się przy pierwszym powiewie wiatru. kiedy podeszła do niego i pocałowała go na powitanie nie czułam nic prócz bólu. po chwili jednak zniknął, a pojawiła się satysfakcja nie uśmiechnął się jak zwykle miewał po pocałunku. jego wyraz twarzy został niezmieniony. nietknięty nawet najmniejszą, pojedynczą zmarszczką. to była tylko kolejna gra. gra, z której ja dobrowolnie się wypisałam. to on miał tym razem stracić
|