Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj. Jak wychowawczyni z bidula powiedziała, że moja przyjaciółka ze szkolnej ławki nie żyje. Chorowała od 3 roku życia, i tak było cudem, że dożyła 12 lat. Nie wiedziałam wtedy czy mam płakać czy krzyczeć z bezsilności. Początkowo myślałam, że to sen, później że wychowawczyni robi sobie jawne jaja, ale gdy już do mnie do dotarło, moje oczy i policzki zalały potoki łez. Kilka dni od tej wiadomości było wyrwane z życiorysu. Pamiętam jak na pogrzeb szła ze mną "bidulowa" pani psycholog. Bała się mojej rekacji, gdy ujrzę ciało przyjaciółki. A ja? Nie pamiętam ani jednej chwili z dnia pogrzebu, nie pamiętam jak wyglądała, nawet dopiero po kilku dniach znalazłam jej grób, ponieważ nie pamiętałam gdzie została pochowana. A teraz? Teraz jestem na cmentarzu prawie codziennie i rozmawiam z nią tak jak dawniej, z tą różnicą, że ona mi nie odpowiada, ale mimo wszystko czuję jej obecność. / ogarnijdupexdd
|