Była zima. Luty, śnieg sypał, wiatr szalał. Ona jednak uwielbiała taka pogodę, wyszła jak zaczarowana na pełne jeszcze ulice miasta. Zaczeła spacerowac i cieszyc sie kazdym płatkiem, ktory spadł na te ziemie. Zamkneła oczy i wirowała dookoła, poszła w swoje ulubione miejsce, tam zaczęła tańczyć wraz z małymi gwiazdkami, nagle poczuła jak zderzyła sie z czyims ciałem, upadła. przed twarzą zobaczyła sniadą dłoń, zerkneła w góre. Przed nią stał chłopak o tak ciepłym, subtelnym spojrzeniu. Pomyslała ; zakochałam sie w tych oczach... Od tamtej pory przychodzili tak regularnie jako młodzi ludzie, pozniej z dziecmi, wnukami, umarli pod drzewem , pod ktorym pierwszy raz posmakowali swoich ust w ten zimowy wieczór.
|