Zrobiłem śniadanie. Zaniosłem jej do łóżka. Nie liczyłem na nic więcej, oprócz uśmiechu, który ukazywał gniew. - Masz chwilkę? - Usłyszałem słodki szmer, wyrywający się z jej ust. Stałem tyłem do niej. Łzy spływały po policzku. Byłem wkurwiony na siebie. Podszedłem do odtwarzacza. Nacisnąłem "play" Zrobiłem krok w tył. Nadal milczałem. Po co miałem się odzywać? Nie chciałem ranić. Ona tego nie zrozumiała. Łkała głośno, aż serce się łamało. "NIE WIERZĘ W KOŚCIÓŁ I POWĄTPIEWAM W CIEBIE CZĘSTO" - Wylęgło się z głośników. W sekundzie przemyślałem wszystko. - Może tak zjadłbyś ze mną tą kanapkę? - nieśmiało spytała. - Dlaczego mnie jeszcze kochasz? Nie czujesz bólu? Czemu nie potrafisz mnie zostawić? No powiedz dlaczego nie rzucisz mnie jak śmiecia? - Wydarłem się. Mogła wziąć wszystko, i wybiegnąć z mieszkania. Ona została. - Bo lubię Twoje ciepłe skarpetki głuptasie - Zaśmiała się, przytulając do mnie. /pojebanieec
|