siedziała na
brzegu łóżka z papierosem w ręku. jej
źrenice rozszerzały się coraz bardziej. łzy
spływały po jej policzkach z coraz większą
częstotliwością. chwyciła do jednej z dłoni
szpilki, do drugiej butelkę taniego wina i
boso wybiegła z mieszkania. noc była
pochmurna. zbierało się na deszcz. usiadła
na krawężniku ulicy i zaczęła pić czerwone
wino prosto z butelki. ocierając rozmazaną
szminkę z ust, końcem rękawa, usłyszała
cichy szept. doskonale znała ten głos.
obróciła delikatnie głowę. zaciskając wargę
spojrzała na ciemną postać, doskonale
znając te rysy. nie potrafiła powstrzymać
łez. starała się nie dać mu tej perfidnej
satysfakcji, ale nie umiała zapanować nad
sercem. podszedł do Niej szyderczo się
uśmiechając. wyczuła powiew zakłamania
w powietrzu. zobaczyła w Jego oczach
przeszywającą je nienawiść. mierząc ją
wzorkiem odszedł. przepełniony satysfakcją
szedł dumnym krokiem. a ona siedziała
sama na środku ulicy błagając Boga o to,
aby potrafiła go znienawidzić.
|