Siedziała na parapecie przy zapalonej świeczce o zapachu malin. Spoglądała przez okno na spadające płatki śniegu, z fajką w ręku. Płakała i wsłuchiwała się tłuczonym talerzom oraz krzykom jakie dobiegały z dołu . Miała na to wyjebane , ale jednocześnie bała się tego do czego może doprowadzić kolejna kłótnia rodziców.
Chciałaby wezwać pomoc, ale po co miałaby to robić skoro pijany ojciec za niedługo pójdzie spać i znów wszystko będzie dobrze.
A matka przybiegnie do pokoju z podbitym okiem, łzami w oczach, wymuszonym uśmiechem na twarzy i powtórzy te same "magiczne" słowa" -będzie dobrze kochanie, tata się zmieni, wszystko będzie już całkiem inaczej".
|