otwarte okno,powiew zimnego wiatru wywoływał ciarki na całym ciele,
zimowy wieczór spędzany siedząc na parapecie,pośród przerażającego ciszy,
był już standardem w moim życiu.siedząc tak,przykurczałam kolana do klatki piersiowej
i opierając o nie mój podbródek,w myślach odtwarzałam chwile,
dzięki którym istniało szczęście. jego uśmiech,słowa i gesty przewijały
się przez multum innych wspomnień,zatrzymanych gdzieś na dnie pamięci,
tak po prostu nie dając spokoju i szansy na oddech każdego dnia.
spływające po policzkach łzy,bezdźwięcznie odbijały się o podłogę,
przypominając o sensie życia,który zniknął.
|