kolejny ranek.słońce wpada przed okno,rozświetlając pokój,a ja znowu budzę się z podkrążonymi oczami,zachrypniętym głosem,znowu witam tą piepr*oną rzeczywistość. a przecież miało się wszystko zmienić,miało być dobrze,a jest coraz gorzej.nadzieja odeszła wraz z chowającym się księżycem i ostatnią kroplą krwi spadającą na podłogę,która w między czasie złączyła się ze słoną kroplą łzy.zastanawiasz się dokąd iść i po co żyć,kiedy zwykłe dni bolą zbyt przynosząc wstyd. wolisz wobec nich być obojętna,przecierasz łzy,chciałabyś nie pamiętać.
|