Jakaś chora paranoja. Czuję się jakbym toneła. Nie mogę wynurzyć głowy ponad powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza, coś ciągle ciągnie mnie w dół, craz niżej i niżej... Szrpię się ze skrajnościw skrajność. Wewnętrzny krzyk nie ustaje. I mimo, że próbuje odnaleść się w życiu bez niego , czuję tylko niewypowiedziany żal, że mnie zostawił samą, zajmując się swoimi sprawami. I tonę.
|