-Wyjeżdżam do Stanów na dwa miesiące - wyrzuciłam z siebie chcąc mieć już to z głowy. Stanął pośrodku ulicy i z wytrzeszczonymi na mnie oczyma powiedział: Co? - To co słyszałeś. Jadę tam, załatwiam, co muszę i wracam. To tylko dwa miesiące. - Chyba żartujesz. - Nie jestem w nastroju do żartów - powiedziałam. - Zapomnij, nigdzie nie jedziesz - powiedział stanowczym tonem. - Ty nie masz tu nic do gadania - odpowiedziałam butnie. - Nie pozwalam ci. Nie pojedziesz. Wkurzyłam się, nie znoszę, gdy ktoś mi rozkazuje. Pomimo otaczających nas przechodni uderzyłam go w twarz, po czym odwróciłam się, by odejść, ale on mnie chwycił, odwrócił, przyciągnął do siebie, po czym namiętnie pocałował. - Nawet nie myśl, że puszczę cię tam samą. Jadę z tobą - szepnął mi do ucha./sercowyprokurator
|