Teraz zrozumiałam mechanizm miłości.Spotykamy się, zakochujemy i rozmawiamy praktycznie o wszystkim.Po pewnym czasie zaczynamy się kłócić, obrażać, przepraszać i tak w kółko.Później przestajemy mieć czas i ochotę na spotkania,z czego wynikają doły, tęsknota i następne powody do spięć. Zastanawiamy się, czy to wszystko ma sens ale boimy o tym porozmawiać,bo wynikną z tego jakieś problemy.Powtarzamy sobie, że się kochamy i nam zależy ale i tak nie mamy ochoty się widzieć.W końcu ta wielka miłość zmienia się w zwykłe przyzwyczajenie i żyjemy ze sobą w monotonii czasu, aż dopiero po zerwaniu orientujemy się,że mamy złamane serce i brakuje nam tej drugiej osoby, lecz nie a jakiejkolwiek szansy, że coś się zmieni.Po wszystkim zostaje wielka rana na sercu i myśl, że mogłam wszystko naprawić.
|