stali razem, wpatrzeni w odległy horyzont. On nigdy nie był jej, ona nigdy nie była jego, mimo to łączyła ich więź której nie byli w stanie zdefiniować, której oboje się bali. Na pytanie czy jego kocha bez wahania odpowiadała nie, on na dźwięk jej imienia za każdym razem przymykał powieki by odtworzyć jej uśmiech. Byli dla siebie kimś na wzór rodzeństwa, choć dokładnie oboje wiedzieli że nie można zamknąć ich uczucia tylko w tej więzi. Nie potrafiła dać mu odejść, lecz równocześnie nie mogła mu zaooferować nic by został przy niej
|