Stoję, idę, zastygam. Odbicie w lustrze- szary przeciętny cień duszy. Twarz zorana tysiącami fałszywych spraw. Ręce zmęczone beznadziejną pracą. A serce? Serce zapadnięte w głąb, zamknięte za suchymi zębami krat. Niewidzące słodyczy i cierpienia. Nieświadome czynów ciała. Zapatrzone w linie żeber. Głowa zmęczona niczym igła która się łamie i zostaje w żyle narkomana. Która pieczę i ropieje. Nidy się nie goi i przy każdym ruchu ręki otwiera się na nowo. Stoję, waham się, ruszam dalej. /sstrachsiebac
|