Gdy jest mi źle i ktoś to zauważa, zaczynam mówić. Dużo mówić, o byle czym, odwracając jego uwagę. Zawsze byłam dobra w mówieniu. W głowie trwa jedno wielkie ja pierdolę, w końcu sama nie wiem, o czym ciągnę w danym momencie rozmowę. Już jest okej, już wrażenie, że chce mi się płakać przeszło, osoba odchodzi, a ja z powrotu siadam w kącie, powstrzymując łzy. Następna osoba, znów coś podejrzewa. Trzeba się zaśmiać, kilka razy, pokręcić głową z uśmiechem "tak, spoko, nic mi nie jest" idź sobie. idź sobie, bo nie dam rady kolejny raz wykrztusić z siebie tego kłamstwa. /co.mnie.to
|